Koncert, koncert, po koncercie… Było jednym słowem zajekurwabiście. Dobra sz(trz)czegóły.

Ride the Ligthing

Wystartowaliśmy ze Stolicy około 8 rano w wyborowym składzie znaczy się:

  • Mysz + Ja + 5 Żubrów + 3 Tyskie + 8 kanapek
  • Molu + Łukasz (wokal Skowytu) + piwo
  • Kasia + Remi + koleżanki Kasi + Kolega Kasi + 0,7L Żołądkowej Gorzkiej + 4,5L Szarlotki
  • Owca + Besek + Longhery + Desprados w dużych ilościach
  • Dwa autokary metali

Jak widać drużyna pierścienia w składzie i wyposażeniu full wypas. Po wystartowaniu zaczęło się delikatne otwieranie skromnych zapasów. Delikatne ponieważ było przed 9, a wiadomo dżentelmen przed 9 nie pije. Podróż mijała nam w wesołej atmosferze i gdzieś przed Częstochową zatrzymaliśmy się na makgówno i siku. Pani w maku była mocno zszokowana gdy na parking wtoczył się kolejne dwa busy czarnuchów. W tym miejscu pragnę podkreślić, że podróżowałem różowym autobusem. Druga część wycieczki jechała „liliowym”. Jednym słowem niezły hardkor. W każdym bądź razie pani w maku nie zapakowała mi frytek…

Za Częstochową skończyła się szarlotka i zaczęły się problemy z pęcherzami. Ja spałem, bo zapowiadał się bardzo ciężki wieczór.

Przybyliśmy

I udaliśmy się na coś do papu. Zresztą samo przybycie było zabawne, bo pan kierowca zajechał do Siemianowic Śląskich i musiał zawracać. Knajpa „Chata Rybaka” była dobrym pomysłem. W miarę tanio i smacznie. Trzeba było tylko poczekać. Agnieszka – barmanka była zadowolona, bo mogła puścić Metallice. Potem poszliśmy zwiedzać Park Kultury w Chorzowie lub jak kto woli szukać Klosterkellera… tzn się Rolercostera. Potem poszliśmy na koncert…

Koncert

Co tu dużo mówić. Za krótko, za mało, za rzadko. Było fajnie. Nagłośnienie na sektorach dobre, widok jeszcze lepszy. Ochrona do dupy. Pan H obiecał, że przyjadą za rok. Jak nie to wpierdol.

Wracamy

Spałem

Podsumowanie

Całość udała się i poza niewielkimi zgrzytami typu frytki nie było problemów. Sama organizacja koncertu nie była wysokich lotów, ale ujdzie. Przyczepić sie mogę szczególnie do ochrony, która nie dość, że mnie nie sprawdziła to jeszcze nie sprawdziła Asi plecaka. Jednym słowem zero profesjonalizmu. Przykrym widokiem był też podest dla niepełnosprawnych. Organizatorzy najpierw udostępnili im dodatkowo podest dla prasy (część podestu), a potem przegonili i upchnęli jak bydło w wagonie. „Prasa” wyniosła się po 10 minutach koncertu.

Tekst wyjazdu:

Idziemy na tego klosterkelera… yyyy… znaczy się rolercostera.

Kasia