Aplikacja, czyli sędzią być
Mysia opowiedziała mi dzisiaj o bardzo ciekawej ustawie. Chodzi o zawetowaną przez prezydenta ustawę o krajowej szkole sądownictwa. Weto zostało odrzucone, a główną osią zabawy był termin 30 dni na mianowanie sędziego. I o sędziach będzie tu mowa.
Prawnik po studiach jeżeli chce zostać sędzią, prorokiem, papugą, notariusze czy radcą musi zaliczyć coś co nazywa się aplikacją. Do niedawna na aplikację był egzamin, zdawali zaprzyjaźnieni i naprawdę zdolni. Pracowali po 16 godzin dziennie przez kilka lat i jeszcze za to płacili po czym zostawali przyjęci do mafii. Tfu… znaczy się do cechu.
W myśl nowych przepisów wygląda to tak. Uwaga tłumaczenie moje osoby, która prawnikiem nie jest dlatego będzie nie po prawniczemu, a po ludzku.
Aplikacje adwokacka, radcowska i notarialna pozostają bez głębszych zmian. Aplikacje prokuratorską i sędziowską łączy się na okres roku po czym zapada decyzja kto gdzie idzie. Zajmiemy się sędziami, bo Mysia chce sędzią być. Otóż po roku tak zwanej aplikacji wstępnej można pójść na aplikację sędziowską. Trwa ona 54 miesiące. Razem cały okres aplikacji trwa 66 miesięcy z około 3 miesięczną przerwą pomiędzy aplikacją wstępną i sędziowską. Aplikacja sędziowska nie może zostać przerwana, ale można wziąć coś w rodzaju dziekanki na nie dłużej niż 18 miesięcy. Jak na razie proste? Aplikacja jest to znany z uczelni zestaw wykłady + ćwiczenia. Prowadzone w ramach cyklu dydaktycznego. Długość cyklu nie jest w ustawie sprecyzowana. No i najlepsze na koniec. Otóż zajęcia teoretyczne odbywają się prze pięć dni w tygodniu nie dłużej niż przez trzy tygodnie w ramach jednego cyku dydaktycznego. Takie cykle trwają przez 30 miesięcy i są prowadzone… w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury w Krakowie i tylko tam. Zresztą KSSiP:
W ramach aplikacji sędziowskiej aplikanci będą przez 30 miesięcy odbywali zajęcia i praktyki w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury, a przez kolejnych 24 miesiącach – zgodny z programem aplikacji staż na stanowiskach: asystenta sędziego i referendarza sądowego. W okresie dwuletniego stażu aplikant zostanie zatrudniony na stanowisku asystenta sędziego na podstawie umowy o pracę na czas określony, a następnie na stanowisku referendarza sądowego na czas nieokreślony.
Co to oznacza? Oznacza to, że przez 30 miesięcy ludzie będą zmuszeni do mieszkania w Krakowie. Powie nie jedna osoba, że to są zwykłe studia i zwyczajni studenci. Otóż nie. Należy pamiętać, że są to ludzie którzy mają już rodziny, część ma dzieci lub chce je mieć, a i ich rodzice bardzo często osiągają wiek emerytalny i trzeba im pomagać. Ci 25-28 latkowie zostają skazani na wegetację w „zapleczu hotelowo socjalnym” z dala od rodziny.
Ok, w słoneczniej Hiszpanii jest też jeden punkt w którym odbywają się aplikacje tyle tylko, że tam państwo zapewnia mieszkanie i pracę dla małżonka aplikanta.
Zastanówmy się na koniec co taki model aplikacji oznacza w praktyce? Został on stworzony w jednym celu. Na aplikację sędziowską mieli trafiać najlepsi z najlepszych. Elita absolwentów uczelni prawniczych. Jednak rozwiązanie to powoduje, że wielu studentów chcących zostać sędziami lub prokuratorami zacznie poważnie zastanawiać się nad spełnianiem marzeń zawodowych. W praktyce te aplikacje będą wybierane przez desperatów, bo nikt normalny nie porzuci dopiero co założonej rodziny by studiować i nie mieć pewności, że zostanie przyjęty do grona sędziów (prezydent skutecznie wykorzystuje brak zapisu o terminie w jakim ma mianować sędziów i wielu z nich po prostu czeka). Nikt też w obecnej sytuacji gospodarczej nie pieprznie roboty by móc mieszkać z swoją połową w „zapleczu hotelowo socjalnym” (czytaj akademiku) i szukać pracy w obcym mieście (w którym dodatkowo pojawi się więcej tego typu desperatów). Oczywiście o ile będzie można mieszkać razem. Koniec końców do Krakowa trafią ludzie z UJotu i najsłabsi z reszty kraju.