łykend z kólturom – kino 5d i Lordi
Niedziela minęła mi pod znakiem odchamiania. Najpierw razem z Myszą i teściami moimi udaliśmy sie do kina 5d. Wieczorem, już tylko, z Myszą wylądowaliśmy w Progresji na koncercie Fatal Smile (SWE) i LordiW (FIN).
Kino 5d – nie dosyt
Kino ssss 5D jesssst nowym projektem ssss. Mieści ssssię w Forcie Wola. Jessst to niewielka sssala (na 20 osssób) na piętrze ssss. Niessstety jak ssssię okazało po zakupieniu biletów na ssenssss mussssieliśmy czekać ponad półtorej godziny ssss. Dlatego warto robić rezerwację dzień wcześniej ssss. Do przetessstowania kina wybraliśmy film „WIELKA PODRÓŻ MAŁEGO ŻÓŁWIA”. Jessst to typowa dla kin 3D bajka z ssserii „Cykl życiowy czegośtam”.
Sssam film był ssstrasznie typowy. Nie będę sssię ssskupiał na fabule. Opiszę za to kino 5d. Mamy tu do dyssspozycji klasssyczne wypossssażenie kina 3D, czyli fotele multimedialne i okulary. Dodatkowo wprowadzone ssssą pewne atrakcje. Pierwszą z nich jesssst możliwość poczucia na twarzy wiatru. Tyle tylko, że jessst to tak przyjemen jak czytanie tego posssta. Zawory ciągle ssssyczą i rozpraszają. Co ciekawe jessst też do dyssspozycji duży nawiew. Świetnie ssssprawdził ssssię przy „locie nad oceanem”. Kolejna atrakcją jesst możliwość „poczucia” zapachów. Ssssyntetyk. Mało przekonywujący. Projektanci i pomysssłodawcy kina oddali nam też do sssprawdzenia dwa ciekawe wynalazki. Pierwszy to zraszacz. Pryska wodą gdy na przykład wieloryb wysssskakuje z wody. Fajne. Drugi to nawiew na nogi wzbogacony o gumowe passski, które łapią nasss za kossstki. Naprawdę fajne.
Na koniec sssłowo o animacjach. Ssssą sssłabe. Wybrano jakąś dziwną technologię, która nijak ma sssssię do np. IMAX. I to wszechobecne ssssyczenie sssss.
Popędzając plastikowe zombie
Wieczorem udaliśmy się na koncert LordiW. Po przyjechaniu do Progresji okazało się, że nie zagra jeden support, a impreza jest opóźniona. W każdym razie nic nie straciliśmy. Na scenę jako pierwszy wybiegł Fatal Smile ze Szwecji. Chłopaki zagrali tak jak na zespół HM przystało. Pomimo, że na sali nie było dużo ludzi, a osoby znające FS można było policzyć na palcach jednej reki to publika dość szybko załapała o co w tym chodzi i po krótkiej nauce słów śpiewała razem z zespołem. Generalnie było fajnie.
Gwiazda wieczoru, czyli Lordi po pierwsze rozkładała (dosłownie i w przenośni) się strasznie długo, ale było warto. Pięć demonów biegających po scenie i grających niezłą muzykę. Do tego w trakcie przerw przedstawienia w stylu gore i całość okraszona sztuczną krwią i fajerwerkami. Lordi muzycznie jest niezły, ale FS był moim zdaniem lepszy. Nadrabiał za to wizerunkiem na scenie i pomysłowością. Szkoda, że był zakaz focenia 🙁
Podsumowując, niedziela okazała się niezłym dniem, a możliwość wyrwania się na kilka godzin za biurka to jest naprawdę coś.