Nie trzeba jej mieć. Pisałem już kiedyś o tym. Dziś jednak z samego rana MEN poprawił mi humor poprzez ogłoszenie, że nie będzie uznawał zaświadczeń o „dyskalkulii” czy jak tam ta „choroba” się nazywa. Ja się cieszę, bo oznacza to przynajmniej częściowy powrót do normalności.
Po pierwsze wyeliminuje,my z grona kandydatów na studia jednostki, które po ukończeniu liceum OGÓLNOKSZTAŁCĄCEGO potrafią „coś tam, coś tam”. Znaczy się dysponują wiedzą pozwalającą na przeliczenie pensji w razie czego wybór ciepłego miejsca na spędzenie wakacji. Innymi słowy pozbędziemy się ludzi, którzy w starym systemie powinni trafić do szkół zawodowych. Spowoduje to, jak już pisałem, zmniejszenie ilości kandydatów na studia i pozwoli na lepszy ich dobór. Na politechnikę czy też kierunki ścisłe na uniwersytetach trafiać będą ludzie mający przynajmniej pojęcie o matematyce, a nie osoby mające ocenę wystawioną w okolicach pierwszej klasy LO.
Jak ktoś nie zda… no cóż… łopatą też ktoś musi robić, a matura nie płeć nie trzeba jej mieć.