Gregorian w Warszawie, już po….
Wczoraj z Myszą wieczorową porą udaliśmy się do Sali Kongresowej na występ GregorianW. Po przebiciu się przez szatnie i dotarciu na miejsca zaczęliśmy imprezę.
Generalnie pierwsza uwaga jest taka, że muzyka Gregorian łączy pokolenia. Nie mam pewności ilu ludzi przyszło na koncert, a ilu na Gregorian, ale Kongresowa była pełna.
Koncert zaczął się od „Brothers in Arms” i „Tears in Heaven” wiadomego autorstwa. Później, kilka bardziej popowych kawałków, a pierwszą część zakończyły „Wish You Were Here” i „Stairway to Haven”. Następnie była około 30minutowa przerwa.
Tradycyjnie jak to na koncertach bywa można było kupić płyty, koszulki i najbardziej zajebisty gadżet jaki kiedykolwiek wypuścił jakikolwiek zespół – Wycieraczkę.
Druga część koncertu była dłuższa i moim zdaniem lepsza. Na szczególne uznanie zasługuje wykonanie „Kashmir” (zagadka w jakim filmie do promocji wykorzystano ten motyw, tytuł oraz wykonawca grający proszę w komentarzach) oraz „Fields Of Gold”. Koniec końców koncert zakończył się był i udaliśmy się do domu.
Wrażenia… bardzo, bardzo pozytywne. Świetnie przygotowany set, całkiem niezła produkcja (choć na początku drugiej części był problemy z nagłośnieniem) i fajna oprawa świetlna. Brakowało mi trochę „koncertowej” atmosfery, bo tort bezowy zamiast piwa to jednak nie to. Wkurwiające były też rzesze emerytek, które koniecznie chciały nas stratować przed wejściem.
Dodatkowy wniosek współczesny młody polak nadal ma problemy z językiem angielskim, bo było słychać, że a) członkowie zespołu mówią za szybko i b) śmiech przy rzeczach całkowicie nie do śmiechu (akcja charytatywna).