Co mnie wkurwia III – ludzie, którzy nie potrafią wziąć odpowiedzialności
Na przykładzie mieszkańców Kabat.
Zadanie
Stawiamy przed człowiekiem jakieś zadanie. Dajemy mu odpowiednie środki oraz wolność decyzji. Człowiek podejmuje decyzje mające na celu realizację zadania. Wydatkuje powierzone mu środki i osiąga cel. Niby normalne, ale…
Proces decyzyjny – podstawy
Mówi się, że Bóg wybacza, kompilator nigdy. Tak samo jest w procesie decyzyjnym. Raz podjęta decyzja jest brzemienna w skutki w krótszym lub dłuższym okresie. Oczywiście podejmując inne decyzje możemy niwelować te skutki albo wręcz przeciwnie, wzmacniać.
Proces decyzyjny opiera się na zebraniu i analizie danych, ocenie ich przydatności oraz przełożeniu ich na poszczególne informacje (piękna definicja informatyki mi wyszła). Na podstawie informacji możemy podjąć decyzję. Oczywiście decyzja jest wypadkową zadania, zebranych informacji, dostępnych środków oraz naszych priorytetów poza zadaniowych (ocena społeczna, samopoczucie, itp.).
Proces decyzyjny – analiza
Podejmując decyzję staramy się zebrać jak najwięcej danych i przetworzyć je na informacje. Informacje te są bazą do dalszych naszych działań. W klasycznym procesie analizy z jakim mamy do czynienia na przykład w laboratorium nie pomijamy żadnych informacji, a jeżeli jakieś odrzucamy to musimy dokładnie uzasadnić dlaczego to zrobiliśmy. W życiu jest niestety inaczej…
Mieszkańcy Kabat…
… to grupa ludzi, którzy podejmując decyzję o zakupie mieszkań obok stacji techniczno-postojowej metra całkowicie zignorowali fakt, że jest to zakład przemysłowy. Nie wiem dlaczego. Może ze względu na to, że w czasach gdy budowano osiedla na Kabatach stacja nie była jeszcze wybudowana do końca. Może ze względu na to, że nie mówiono w tym czasie o drugiej linii metra inaczej jak o futurystycznej wizji w stylu „a w dwa tysiące którymś tam”. W każdym bądź razie mieszkańcy popełnili bardzo częsty błąd kupujących. Nie sprawdzili co będzie w sąsiedztwie i co może takie sąsiedztwo oznaczać. Może brali pod uwagę tylko „ekskluzywność” tego fragmentu miasta w tym czasie.
Dziś ci sami, już mieszkańcy, gardłują gdy okazało się, że ignorowany sąsiad puszcza bąka. Cóż… decyzja została podjęta w taki, a nie inny sposób. Dziś biegają do gazet, płaczą jakie to metro złe i niedobre, zakładają stronę, której zadaniem jest „zgromadzenie społeczności Kabat, którzy nie zgadzają się na zatruwanie nas, mieszkańców, przez Metro Warszawa oparami trującego i rakotwórczego oleju kreozotowego.”. Tak naprawdę zachowują się jak małe dzieci, które najpierw zbiły szybę, a potem płaczą, że dostały karę…
Tacy ludzie są wybitnie wkurwiający. Nie tylko dlatego, że swoimi urojonymi problemami, bo problem jest urojony, ponieważ nie od dziś wiadomo czym konserwuje się podkłady i ogólniej czym śmierdzi stacja techniczna metra/wagonownia/lokomotywownia, zawracają dupę wszystkim na około, ale tym, że pozując na ofiary tak naprawdę nie chcą wziąć odpowiedzialności za swoje postępowanie.
Dla zainteresowanych moja dyskusja z „poszkodowanymi” mieszkańcami.