Wyobraźcie sobie, że wasza firma stworzyła np. komunikator internetowy z opcja wideo-rozmowy. Wasz produkt stał się popularny ponieważ udostępniliście go za darmo. Zarabiacie na reklamie oraz usługach dla przemysłu. Pewnego dnia dostajecie pismo, że wasz produkt złamał patent… no dobra… nie patent, ale blisko, bo używa opatentowanego znaku towarowego… że co? Ano moi mili okazało się, że w nazwie waszego rozwiązania użyliście jako jednego ze słów nazwy dużej korpo. Tyle tylko, że jest to popularne słowo, które jest w powszechnym użyciu…

Brzmi jak jakaś fantastyka, prawda?

Tyle tylko, że niestety jest to „świeżynka”. Rupert Murdoch pozwał producenta Skype… za używanie słowa Sky. O stanie psychicznym prawników Murdocha nie trzeba chyba się wypowiadać ponad stwierdzenie, że są pojebani.

Jeżeli sięgniemy do historii to pierwsze wzmianki o czymś co można nazwać patentem odnajdziemy już w prawie weneckim w XV wieku. Ustawa Wenecka 1474:

W tym mieście znajdują się i dzięki jego wielkości i dobrotliwości czasem do niego przybywają ludzie z różnych miast z najbardziej bystrymi mózgami, zdolni do wynajdywania i tworzenia różnych rodzajów wymyślnych urządzeń. A gdyby zagwarantowano, że inni, którzy zobaczą wynalezione przez tamtych dzieła i urządzenia, nie mogliby wykonywać tych dziel i urządzeń i tym sposobem pozbawić ich zaszczytu, wówczas ludzie tego rodzaju wytężaliby swe umysły wynaleźliby i wykonali rzeczy, które przyniosłyby niemały pożytek naszemu Państwu. Dlatego z mocy urzędowej tego Zgromadzenia powzięta zostaje decyzja, że każda osoba, która w tym mieście urzeczywistni jakiś nowy i twórczy pomysł, dotyczący urządzenia, które nie było dotychczas wykonywane w naszym Państwie, powinna o tym zawiadomić urząd publiczny, jak tylko urządzenie to zostanie doprowadzone do doskonałości, a także będzie mogło być użytkowane i wytwarzane.
Bez zgody i zezwolenia twórcy jest wszystkim innym zakazane na okres 10 lat wytwarzanie w którymkolwiek okręgu i mieście tego kraju jakichkolwiek innych urządzeń o tej samej lub podobnej (do zgłoszonej) postaci.
Gdyby, mimo to, ktoś je wytwarzał, wolno będzie wyżej wymienionemu twórcy i wynalazcy zawezwać go przed którykolwiek urząd tego miasta, który to urząd zasądzi naruszającego na zapłacenie sumy 100 dukatów i orzeknie natychmiastowe zniszczenie urządzenia.
Naszemu rządowi jednak wolno przejąć i używać stosownie do jego potrzeb którykolwiek z wymienionych wyżej wynalazków i urządzeń, jednak pod warunkiem, że nikt inny nie będzie ich wytwarzał, tylko twórca.

Trochę później bo w 1790 roku w USA uchwalono „Patent Bill”, w którym gwarantowano na 14 lat:

sole and exclusive right and liberty of making, constructing, using and vending to others to be used

źródło

W tamtym czasie miało to pewien sens. Patenty napędzały innowacyjność. Pozwalały na czerpanie zysków z własnych pomysłów. Szybko jednak okazało się, że patenty mają więcej wad niż zalet.

Przede wszystkim patent powinien należeć do wynalazcy. Tyle tylko, że czasami ciężko stwierdzić, kto jest wynalazcą. W XVII wieku mamy pewnych dwóch ciekawych naukowców sir Izaak NewtonW i Gottfried Wilhelm LeibnizW. Co ich łączy? Po pierwsze umiłowanie do peruk, po drugie obaj w tym samym czasie opracowali podstawy rachunku różniczkowego. Jednak to Leibnitza traktuje się jako sprawcę tego nieszczęścia. Swoją drogą nie można patentować formuł matematycznych, co może być podstawą do odrzucenia dowolnego patenty z zakresu oprogramowania. Programy to tak naprawdę implementacja rozwiązania problemu matematycznego i jako takie nie powinny podlegać patentowaniu!
Innym przykładem jest sprawa Aleksander PopowWGuglielmo MarconiW. Obaj „wynaleźli” radio… no nie do końca, bo w 1943 roku Sąd Najwyższy stwierdził, że Marconi podpierdzielił pomysł Tesli… a w rzeczywistości pierwszą transmisję radiową przeprowadził Heinrich HertzW, przy okazji wieszcząc wprowadzenie abonamentu radiowo-telewizyjnego (w odpowiedzi na pytanie ministra rządu Bismarcka „po co to?” odpowiedział „Nie wiem, ale będzie pan za to pobierał opłaty”).
Czyli mamy pierwszy poważny problem. Nie można stwierdzić jednoznacznie kto jest wynalazcą, a tym samym przyznać wyłączności na dany produkt, czyli patentu.

Kolejny problem to „zależność patentowa”. Coraz popularniejsza w dzisiejszych czasach. By zrobić produkt A trzeba kupić patent na produkt B. Można też poczekać na wygaśnięcie patentu na produkt B licząc na to, że nie trafi się jakiś bogatszy cwaniak i nie sprzątnie nam pomysłu. Tak tez wyglądała historia czytników kodów kreskowych. Ich twórca czekał na wygaśnięcie patentu… na kod kreskowy.

Tu pojawia się następny problem. „Trolle patentowe”, nie ma miesiąca by w mediach nie było informacji, że jakaś firemka pozywa dużą firmę o „naruszenie patentów”. W rzeczywistości nasza firemka żyje z takich pozwów szukając w świecie technologii rzeczy, które jeszcze nie są opatentowane, bo nikt na to wcześniej nie wpadł. Patentuje i szczuje prawnikami. Ma to dwie wady. Pierwsza to konieczność „kupowania cegły”. Druga to zabijanie postępu technologicznego.

Patent to zabójca postępu.
Kiedyś patent chronił twórcę. Miał za zadanie nagradzać za pracę poprzez możliwość czerpania z niej zysków „na wyłączność”. Dziś patent hamuje postęp ponieważ zanim ujawnimy się z naszym pomysłem musimy dokładnie sprawdzić czy aby na pewno jesteśmy „innowacyjni” we wszystkich aspektach naszego produktu i czy żaden z jego elementów nie został już opatentowany. W dodatku musimy patentować „wszystko i wszystkich”, czyli cały wynalazek i każdy jego element z osobna, bo nie daj boże znajdzie się jakiś cwaniak i zacznie nas ścigać za to, że nasz Skype zawiera słowo Sky.
Patenty coraz częściej obejmują też oprogramowanie. Jest to głupota, bo program komputerowy nie może podlegać opatentowaniu:

Art. 28. Za wynalazki, w rozumieniu art. 24, nie uważa się w szczególności:
1) odkryć, teorii naukowych i metod matematycznych,
2) wytworów o charakterze jedynie estetycznym,
3) planów, zasad i metod dotyczących działalności umysłowej lub gospodarczej oraz gier,
4) wytworów, których niemożliwość wykorzystania może być wykazana w świetle powszechnie przyjętych i uznanych zasad nauki,
5) programów do maszyn cyfrowych,
6) przedstawienia informacji.

źródło
Punkty 1 (algorytm) i 5 (implementacja) oraz 6(interfejs użytkownika).

Jednak jeżeli odpalamy PSD to lista patentów aż wali po oczach…

Podsumowując. Prawo patentowe jak i same patenty w obecnej formie, treści i etapie rozwoju cywilizacyjnego są złem. Ich rola jaką było promowanie innowacyjności już się zakończyła i powinny trafić do podręczników do historii jako ciekawostka, a nie być w powszechnym użyciu i przysparzać nam problemów oraz ograniczać tworzenie nowych rzeczy.