Mamy tu ostatni dzień długiego weekendu. Czas na małe przemyślenia na temat czasu i tego ile możemy go poświęcić na hobby.

Do napisania tego tekstu nakłoniły mnie dwa wydarzenia. Po pierwsze w czeluściach piekieł, wśród jezior lawy, pomiędzy kotłami, w których smażą się w smole ci, który wierzą w takie bzdury odnalazłem szósty numer magazynu „Model Hobby” (5/2000), a w nim w dziale „piórkiem i pilniczkiem” artykuł Pawła Zakrzewskiego pt. „Czas” (s. 74). Opisuje on tam problemy wynikające z braku czasu na hobby. Jak już czas znajdziemy to okazuje się, że zaległości są na tyle duże, że ciężko wybrać punkt startu. Autor co prawda odnosi się do modelarstwa, ale spokojnie można uogólnić jego tezy na wszelkie rodzaje hobby.

Po drugie ostatnio dużo rozmawiałem z moim znajomym, który pomaga mi rozruszać stare kości. Tu ważnym elementem był ograniczony czas na ćwiczenia. Zatem znowu kombinowaliśmy jak by tu zrobić szybko i dobrze.

Po mojemu

Czas nie kondom nie rozciąga się. Jeżeli nam go brakuje to zazwyczaj w pierwszej kolejności zaczynamy rezygnować z zajęć dodatkowych. Jest to oczywiście słuszne podejście. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Warto jednak w takim przypadku nie rezygnować całkowicie. Pozostawanie w kontakcie z tym wszystkim co jest dookoła hobby pozwala nam na ograniczenie szoku po powrocie. Jest to to o czym pisze Paweł Zakrzewski, a czego należy unikać tzn. nagromadzenia się spraw drobnych, acz czas zajmujących. Podaje on przykład nieprzeczytanych magazynów i nie przejrzanych katalogów. Można tu wymieniać w nieskończoność w zależności od tego czym się zajmujemy.

Bardzo ciekawą rzecz opowiedział Jacek Laskowski na Devcrowdzie. Otóż on regularnie urządza sobie skypowe kodowanie w parach ze swoim funflem od klawiatury. Chłopaki pracują w Clojure. Uczą się i bawią. Zatem jak widać da się.

Utrata kontaktu z hobby owocuje na kilka sposobów. Jeżeli hobby było sportowe to okazuje się, że po roku czy dwóch kondycja nie ta, technika w zaniku, a w dodatku ekipa jakaś inna. Jeżeli hobby ograniczało się do zajęć w domu to okazuje się, że połowa narzędzi nie działa, a druga połowa znalazła inne zastosowanie i stała się całkowicie niezdatna do użycia w aktualnym kontekście. W dodatku niezależnie co się robiło bardzo częstą reakcją jest „too much work… fuck it”, czyli widząc ilość pracy do wykonania stwierdzamy, że nie mamy aż tyle czasu i znowuż odkładamy pracę na bliżej nie określoną przyszłość…

Ważne jest też by w miarę na bieżąco dokonywać nawet niewielkich prac. Pytanie jak znaleźć czas. Oczywiście najprościej jest solidnie przygotować sobie kalendarium prac. Dla niektórych może okazać się to dość trudne ze względu na dużą dozę nieprawdopodobieństwa w ich życiu, ale da się. Wygospodarowanie sobie czasu na hobby o stałej porze to ogromne osiągnięcie. Nie tylko ze względu na uproszczenie organizacji swoich zajęć, ale też na jasne postawienie sytuacji rodzinie – we wtorki mnie nie ma dla nikogo. Kolejną metodą jest organizowanie sobie zajęć z doskoku. Jak jest czas to rezerwujemy go na hobby. Na koniec metoda najbardziej hardkorowa. Bierzemy urlop tak by mieć długi weekend. Najlepiej wziąć piątek. Pierwszy dzień naszego przedłużonego weekendu poświęcamy na zrobienie wszystkiego co zazwyczaj robimy w weekend. Sprzątanie, wyprawa do marketu, jakieś prace domowe. Dzięki temu reszta czasu należy do nas. Znowuż należy tu od razu wyjaśnić zainteresowanym, że w weekend was nie ma. Dla nikogo.

Na koniec jeszcze jedna myśl – pomysł. W każdym domu jest tak, że raz na pewien czas jedziemy do np. Ikei czy innego Obi. Zazwyczaj pomysły na zakupy w takim miejscu zbierają się przez dłuższy czas. Warto zatem wdrożyć sobie jakiś elektroniczny notatnik czy to w postaci dokumentu google czy w bardziej ortodoksyjnej wersji postawić trac’a. Dostęp mają wszyscy zainteresowani i wpisują tam pozycje na listę zakupów. Dzięki temu unikamy sytuacji, że pojechaliśmy, wróciliśmy i po rozpakowaniu zakupów „o ja głupia cipa zapomniałam koszyczka” jak mawiała Czerwony Kapturek.