Ogólnie rzecz biorąc mamy „run na JOW” w osobie Pawła Kukiza. Małe czy duże okręgi nie mają najmniejszego znaczenia ponieważ JOW to pomysł poroniony sam w sobie.

Wchodzimy sobie na stronę PKW gdzie są wyniki wyborów do parlamentu w 2011. Przechodzimy do tabelki pt. „Wyniki głosowania w okręgach wyborczych według komitetów wyborczych” i patrzymy jakie komitety wygrywają w poszczególnych okręgach… PO i PiS. Co prawda jeszcze w okręgu Chełmskim różnica pomiędzy drugim i trzecim miejscem jest minimalna… ale nadal PO i PiS na prowadzeniu.
To samo mamy w 2007…

Dlaczego JOW to bardzo zły pomysł?

Zastanów się co zrobiłbyś na miejscu szefa dużej partii, która działa w systemie JOW? Po pierwsze bierzemy mapę i wykreślamy okręgi zawierające fanbojów. Prosta arytmetyka pozwala wyznaczyć miejsca, w których zawsze wygrywamy oraz zawsze przegrywamy. W tych okręgach kampanię ogranicza się do minimum czy to podkreślając zasługi (okręgi za) czy to starając się przypomnieć, że istniejemy (okręgi przeciw). Po drugie bierzemy listę okręgów niezdecydowanych, czyli takich gdzie różnica w ostatnich wyborach była mniejsza niż 10%. I w tych miejscach skupiamy całą maszynerię propagandową. Do ludzi w tych okręgach staramy się dotrzeć i ich przekonać. Postulowane przez zwolenników JOW „głosowanie na konkretną twarz” przyjmuje postać karykaturalną. Nagle szef regionu staje się zbawcą kraju. PR podkreśla zalety i ukrywa wady. W efekcie… do sejmu trafiają dwie partie plus pojedynczy kandydaci niezależni. Po trzech kampaniach wyborczych stworzenie nowej partii i wprowadzenie jej do parlamentu jest w praktyce niewykonalne. By to się udało trzeba podpiąć się pod większego. BTW, pamiętacie Tea Party? Gdzie ona jest? Poza kongresem, a pojedynczy jej członkowie po zmianie barw klubowych trafili wo Waszyngtonu jako mało znaczące persony…

Dlatego też należy powiedzieć zdecydowanie NIE dla JOW. Cały urok obowiązującego systemu polega na tym, że główna siła w sejmie jest równoważona nie tylko przez opozycję, ale przede wszystkim przez tzw. „przystawki”, które robią to czego nie może zrobić opozycja.