Ok jako arystokrata pozwolę sobie na chwilę plebejskiej rozrywki w postaci popełnienia wpisu na bloga…

Sprawa tekstu Tomasza Molgi o „IT-Arsystokracji” jest powszechnie znana. Tydzień zaczęliśmy z grubej rury i czas na podsumowanie. Pozwolę zatem sobie na popełnienie wpisu. Oczywiście by nie być w całkowitym oderwaniu od rzeczy trzy linki:

Każdy z tych tekstów gdy potraktujemy go jako coś samodzielnego nie ma sensu. Nawet po dodaniu kontekstu całej sprawy nadal nie jest dobrze. Jednak jeżeli przyjrzymy się na chłodno tym trzem tekstom na raz to można zobaczyć całkiem ciekawy obraz nie tylko polskiego IT, ale i tzw. pokolenia przemian ustrojowych.

Po kolei jednak…

Tekst 1

Ból dupy. W sumie to idealnie podsumowuje ten tekst. Tyle tylko, że nie do końca wiadomo skąd się wziął. Proste wytłumaczenie, zawiść o kasę, nie wytrzymuje starcia z rzeczywistością. Moim zdaniem dupa redaktora boli o coś trochę innego.
Otóż zapewne z okazji n-lecia matury albo innej okazji okazało się, że klasowa łamaga, osobnik będący pośmiewiskiem i obiektem różnych wrednych żartów (notabene dziś podpadających pod zwykłe znęcanie się) przytoczył się własnym, wypaśnym samochodem (może było to Camaro 😉 ), a przy okazji różnych dyskusji okazało się, że kredyt mieszkaniowy już dawno się spłacił i stu metrowy apartament jest „mój i tylko mój”.
Jakże to, żeby taki jebany kuc, co piłki prosto kopnąć na wf-ie nie potrafił. Kujon pierdolony zarabiał lepiej niż ja – klasowa „elytka”. Cóż worek maści na ból dupy dla pana redaktora.
Ale tego nikt oficjalnie nie powie, bo przecież my, pokolenie urodzone gdzieś tam w okolicach stanu wojennego, zawistni nie jesteśmy. I to niezależnie czy prawaki czy lewaki 🙂

W tekście zaszyte jest jeszcze coś. Swoista wisienka na gówno-torcie. Otóż wypowiedź Filipiaka. Jak to źle, że mu „chłopaków” podkupywali. Tego samego Filipiaka, co to rzucił iż

Każdego wykwalifikowanego programistę da się zastąpić skończoną liczbą studentów

I w którymś z kolejnych wywiadów dorzucił iż liczba ta to „zazwyczaj jeden”. Jeżeli ktoś traktuje wysoko wykwalifikowanych specjalistów jak roboli od łopaty to niech się nie dziwi iż mu uciekają. Ludzie mają swoją godność i nie będą przed byle prezesiątkiem tańczyć jak im zagra.

Mówiąc prościej i tak by nasza biznesklasa zrozumiała. Jeżeli traktujecie programistów i ogólniej dział IT jak roboli to spierdalajcie na drzewo. Krzyż wam w dupę i chuj w plecy.

Tekst 2

Wielki powrót. Tekst chyba miał na celu pokazanie, że programiści rzeczywiście są zepsuci. Pokazał jednak, że Polska to „dziki kraj”. Kraj w którym nie płacenie faktur jest OK, że olewanie ludzi też jest OK. Zatem w cenę trzeba wliczyć swoiste ubezpieczenie od niezapłaconych faktur.
Mamy tu jednak jeszcze kilka innych fajnych aspektów. Pierwsza to „odkrycie” iż IT to biznes globalny. Dosłownie globalny. Ze względu na swój charakter nie ma znaczenia czy pracownik siedzi w Polsce, Bangalore, Singapurze czy też w Nowym Jorku. Dla klienta liczy się dostarczony produkt. W mniejszym stopniu to czy telekonferencja będzie zrobiona rano czy wieczorem. Oczywiście są pewne granice przyzwoitości jeśli chodzi o odległość liczoną w strefach czasowych. Choć i to można zazwyczaj jakoś ogarnąć.
Z globalizacji wychodzi też kolejna rzecz. Zarobki. Skoro programista w Palo Alto może krzyknąć 100 dolarów za godzinę to czemu ja we Wrocławiu nie mogę? Korzystam z tego i mam bonus w postaci niskich kosztów życia w porównaniu z USA. Zatem moje zarobki są jeszcze wyższe (szczególnie gdy porównamy je na zasadzie jeden do jeden z np. zarobkami pismaka). Oczywiście są też programiści za 8 dolców za godzinę…
… bo programistom płaci się za wiedzę, doświadczenie i umiejętności. Nie tylko za bycie zajebistym.
Ostatnia rzecz o której wspomnę w odniesieniu do tego tekstu, a która już została poruszona to sposób pracy i rozliczeń. Pomimo, że statystyki pokazują iż w IT „zatrudnia się na etat”, to tak naprawdę ogromna ilość programistów rozlicza się w oparciu o umowy cywilnoprawne lub fakturę. Tym samym nasza „arystokracja” należy do grona mikroprzedsiębiorców tak kochanych w naszym państwie i pracowników „na śmieciówkach” (tu kolejny tekst z Filipiaka – on też pracuje na śmieciówce). Etaty w IT są zarezerwowane dla specyficznej grupy pracowników.

Tekst 3

Dobry, ale szkoda iż wyglądał jak pierdololo działu HR. Serio, serio. Lecz i tu mamy kilka smaczków. Smaczek pierwszy to etaty. Występują przede wszystkim tam gdzie klientowi zależy na tworzeniu własnych szytych na miarę rozwiązań, czyli w korpo. Pracowników kontraktowych zatrudnia się na zasadzie ludzi od brudnej roboty. Ekspertów od babrania się w gównie. Względnie do wykonania bardzo konkretnych zadań, które pozwalają polepszyć jakość produktów, a nie wymagają stałej pracy np. w celu przeprowadzenia specyficznych prac optymalizacyjnych.
Trochę ten świat etatowego programisty poznałem i wiem, że to tak musi działać. Wiedza kluczowa dla organizacji musi zostać w jej ramach. UoP jest tu świetnym rozwiązaniem. Pracownik w zamian za stabilność i całkiem niezłą kasę dostaje prikaz by gromadzić i przekazywać wiedzę o produktach kolejnym pokoleniom. Ma też możliwość awansu w strukturach firmy w przeciwieństwie do kontraktora. Tym by osłodzić życie „wiecznego robola” płaci się jeszcze więcej 🙂 Jednocześnie jak wspomniałem dostają do robienia rzeczy, których pracownicy wewnętrzni nie mają ochoty ruszać.
Kolejna sprawa to olewanie działów IT na każdym etapie. Począwszy od rekrutacji, poprzez niesłuchanie opinii IT o możliwościach rozwoju oprogramowania i jego ulepszania, a kończąc na zwalaniu przez biznes na IT wszelkich swoich niepowodzeń.
Jest też w tym tekście mowa o starych technologiach. Tu rzecz ma się trochę inaczej. Mateusz Kurleto nie ma racji pisząc, że biznesowi nie zależy na „nowoczesności”.

Proponuję zastanowić się nad innowacyjnością technologii, które wykorzystywane są lata po tym jak producenci wycofują wsparcie a migracje na nowe wersje (nie wspominając o następcach) są niemożliwe do wywalczenia.

Wiesz z czego to wynika? Ano z tego, że technologie te są stabilne. Nikt, w żadnym banku, domu maklerskim czy instytucji ubezpieczeniowej nie pozwoli sobie na wprowadzenie czegoś co nie jest stabilne. Dlatego też do wyliczania obciążeń inżynierowie nadal używają FORTRANa, dlatego w bankach na zachodzie hula COBOL. Kod się nie zużywa. Po 20 latach można założyć iż naprawiono w nim wszystkie bugi, a te które pominięto są znane i uwzględnione w procesie.
Motywacja do zmiany w przypadku tego typu organizacji jest jedna – specjaliści idą na zasłużone emerytury.

Moje zdanie

IT to bardzo specyficzna branża. Szczególnie współczesne, które wyrwało się z okowów informatyki-nauki. Dziś programistą może zostać każdy. Masz komputer to możesz programować. Nie trzeba kończyć studiów ani zdawać państwowego egzaminu. Po prostu musisz się trochę pouczyć…

… no właśnie nie takie trochę. Programiści to specyficzni ludzie. Ci, który trafiają to naszego grona tylko ze względu na kasę bardzo szybko są eliminowani. W sumie to sami się eliminują, bo być programistą to stan umysłu. Mało kto z osób nie związanych z tym fachem zdaje sobie sprawę ile poświęcenia wymaga ten zawód. Tu nie liczy się przebojowość ani uroda. Tu liczy się ciężka praca. Praca nad sobą. Ta wymaga samodyscypliny, „ogarnięcia”, pokory. Tu trzeba po porostu zapierdalać.
Jak rozmawiam ze znajomymi z IT to przez wiele lat głównym problemem w życiu było to jak magazynować książki. Później pojawiły się czytniki. To ułatwiło nam życie.
Programiści są chyba jedyną poza lekarzami grupą zawodową, która musi stale się uczyć. Nie mówię tu o czytaniu i poszerzaniu wiedzy dla przyjemności. Tylko o zwykłej nauce. Dziennikarz może położyć lachę na książki wraz z odebraniem dyplomu. Inżynier może całe życie projektować silniki bez potrzeby sięgania po literaturę fachową. Programista do końca swojego zawodowego życia musi się uczyć.
Pracowałem z ludźmi, którzy do emerytury mieli bliżej niż ja stażu. Nadal się uczyli. Nadal chodzili z nami na szkolenia i nadal czytali różne książki z zakresu IT. Ciągle poszerzali swoją wiedzę. Wyobraźcie sobie gościa lat sześćdziesiąt kilka, który jak uczniak siedzi w ławie, słucha wykładu i robi notatki. Później jak wróci do domu to grzecznie przerabia jeszcze raz cały materiał. Inaczej się nie da.
Wysokie zarobki są nie tyle co nagrodą co po prostu rynkową wyceną zgromadzonej przez nas wiedzy. Bardzo często nie tylko o komputerach, ale też o różnych innych dziedzinach życia. Programista poza wiedzą fachową zdobywa też wiedzę „biznesową”. Bez tego nie będzie wstanie pisać dobrego kodu. Bez tego też nie spełni wymagań klienta. Programowanie komputerów to naprawdę ciężki fach i jeżeli ktoś mówi, że programistom się w dupach poprzewracało to niech po prostu odwoła się do słów Lecha Wałęsy

Sprzątaczce należy się więcej niż dyrektorowi, bo ona więcej potu daje.

Ale by przytoczyć te słowa trzeba wcześniej przeczytać trochę więcej niż to co polecił przeczytać profesor przed kolokwium.