Seksizm z certyfikatem koszerności
Była sobie aferka z kalendarzem Sii. Była i przebrzmiała. Znajome z IT albo nie widziały w tym nic złego, albo wręcz przeciwnie. Widziały w tym całe spektrum opresji. Ta druga grupa dodatkowo twierdziła, że ta pierwsza grupa jest ślepa. Padło też określenie SeksizmW. Rzecz w tym, że część pań ma mentalność Mei (jak uważałeś w szkole, to wiesz, o kogo chodzi).
W dużym skrócie – jak naszym zdaniem ktoś robi coś, czego mu zazdrościmy, to będzie to seksizm i dyskryminacja. Na przykład ładniejsza koleżanka trafiła na okładkę firmowego kalendarza, a ja się nawet nie zgłosiłam do tej zabawy. Chuj, że koleżanka sama chciała. Dobrze się bawiła i było super. Swoją zazdrość co do jej sukcesu, przeniosę na organizatora/pomysłodawcę/jakiegokolwiek samca związanego z danym wydarzeniem.
Jeżeli jednak ktoś jawnie dyskryminuje ze względu na płeć, tak że mi kobiecie jest lepiej, to nie jest to seksizm. Takie zachowanie jest OK, otrzymać może certyfikat koszerności.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ właśnie w ten sposób postępują organizatorzy WebSummit w Lizbonie. Za samo to, że jesteś kobietą, otrzymujesz 90% zniżki. Hm… gdzie się podziały wszystkie obrończynie równości ze względu na płeć?
Swoją drogą ciekawe co by się stało, jakbym się tam zarejestrował. Albo zrobił taką promocję dla panów na jakiejś konferencji. Ciekawe…
ps. post nie trafia do kategorii programowanie, ponieważ nie chcę zaśmiecać maila z jvm-bloggers. Choć może powinienem. Powinienem.