Jeżeli nie oglądałeś i nie chcesz spojlerów, to nie czytaj dalej.

Wprowadzenie

Prawie wszyscy narzekają, że piąty odcinek Gry o Tron nie trzyma się kupy i zniszczono serial. Rzecz w tym, że po ośmiu latach od premiery niektóre wątki już się zatarły. W dodatku część narzekających ludzi nie czytała książek, albo czytała je wiele lat temu i niewiele już pamięta. Zatem po kolei (postaram zachować się kolejność zgonów).

Varys

Takie życie szpiega, że w końcu umiera. Jak Jagoda, Jeżow czy Beria. Varys od początku był postacią służącą koronie, a nie królowi. Nie zauważył, że Daenerys od dawna myśli według zasady „państwo to ja”. W dodatku nie zauważył, że inni ludzie z otoczenia królowej też tak myślą. Są wierni, a nie są politykami, którzy będą grać pod siebie jak Petyr lub swoje rody jak Tywin. Pieczyste z grubasa było oczywistym zakończeniem tego wątku.

Złota kompania

Zapisali się na wojnę, ale zrobili to po złej stronie. Koniec tematu.

Euron

Kolejna oczywista śmierć, choć nie na morzu. Zgubiło go pragnienie władzy i sławy. Taki był od początku historii. Chichotem losu jest, że zabił Jaimiego, ale nikt się o tym nie dowie. Motyw znany i lubiany – bohater, którego czyny zapomniano, bo nie było świadków.

Qyburn

Zabity przez Górę, ale tak naprawdę umarł na głupotę i zadufanie. Motyw z lekka oklepany, bo nekromanta ginie z ręki zombie, ale bez przesady. Nie była to też jakaś bardzo ważna postać, by za nią płakać.

Góra i Pies

Oni się przecież nienawidzili. Od pierwszego epizodu było wiadomo, że ich historia skończy się pojedynkiem, w którym się nawzajem pozabijają.
To, co mi się podobało to charakteryzacja Góry. Świetna robota, bo w końcu mamy jakieś sensownie zrobione zombie. Sam pojedynek fajnie zrobiony i z dobrym zakończeniem. Pies odgrywa się na Górze, za spaloną twarz wrzucając go w ogień.

Jaime i Cersei

Umarli tak jak się urodzili. Razem, wtuleni w siebie. Niby też oklepany wątek, ale moim zdaniem bardzo fajny i w pewien sposób pozytywny. Miłość triumfuje, a Lannisterowie dostają pewnego rodzaju nagrodę. Od początku do końca razem i nie ważne, co działo się dookoła. Scena o tyle genialna, że widać, iż oboje mogą być sobą, tylko jak są we dwoje. W książce ten wątek jest trochę bardziej rozbudowany. Ich wspólne momenty są jedynymi, kiedy nie udają kogoś, kim nie są.

Ci, którzy przeżyli

Daenerys jest szalona. Tak jak jej przodkowie i podobnie jak oni rozwiązała problem. Wzięła smoka i spaliła miasto. Dlaczego, skoro za morzem tego nie robiła? Ano dlatego, że tu ma, po pierwsze, wolnych ludzi, którzy jej zdaniem mogą sami podejmować decyzję. Po drugie przez cały czas uważała się za prawowitego władcę, a jej poddani ją zdradzili. Ukarała ich w starym dobrym stylu.
Tyrion, wypuszczając Jaimiego, wiedział co robi. Pozbył się problemu, który pojawiłby się w momencie, gdy trzeba by oddać długi. Poza tym Lannisterowie trzymają się razem.
Arya zabiła, co miała zabić. Jest jednak Starkówną i jest wrażliwa na los ludzi. Jako Nikt też została nauczona, że śmierć bez sensu jest zła. Zatem na liście nadal widnieje Królowa. Jedynie imię trochę inne. Będzie wesoło. IMO zginie.
Jon, który znowu nie ogarnia tej kuwety. Co prawda nasrał tam smok, ale może byłby łaskaw pomyśleć. Wróci do pilnowania muru, a jako nieumarły jest niezłym kandydatem na kolejnego szefa lodziarni.

Podsumowując

Jeżeli ktoś liczył na zakończenie w stylu Tolkiena, to się przeliczy. Niestety wielu krytykujących wychowało się na Harrym Potterze i LoTRze i spodziewają się, że wszytko będzie dobrze.
Ja wychowałem się na Warhammerze. Tam nic nie jest dobrze.