O skutecznym (anty) restrukturyzowaniu firmy informatycznej
Firma w której dane jest mi pracować w ciągu ostatnich dwóch lat zwiększyła zatrudnienie ponad sześciokrotnie i obecnie zatrudnia około 120 osób, co jak na rynek IT w Polsce pozwala powiedzieć ze pracuję w małej korporacji. Naturalną sprawą w takim przypadku jest konieczność podjęcia pewnych działań mających na celu restrukturyzację struktury firmy oraz opracowanie nowych procesów dotyczących np. wdrażania poprawek do aplikacji, przekazywania aplikacji działowi utrzymania itp. Zazwyczaj działania te powinny zapewnić lepsze funkcjonowanie firmy. Istnieje jednak pewna grupa działań, które czasowo utrudniają pracę oraz działań, które utrudniają pracę permanentnie.
Na przykładzie mojej firmy opiszę teraz przykładowe działania ulepszające, które stały się działaniami permanentnie uprzykrzającymi życie.
1. Scalanie zespołów
Pomysł polega na takim usadzeniu ludzi, by zespół programistów pracujących przy jednym projekcie siedział w zasięgu 3 kroków.
Poprawne wykonanie jest możliwe jedynie pod warunkiem rozdania wszystkim programistom komputerów przenośnych. W przeciwnym wypadku programiści wędrujący po biurze muszą zabrać ze sobą dość dużo sprzętu. Powoduje to kolejne komplikacje:
- prosta zmiana biurka w obrębie piętra urasta do rangi operacji na godzinę. Cały sprzęt trzeba rozmontować, przenieść, zmontować. Co ma powiedzieć człowiek odpowiedzialny za np. dwa komputery i cztery monitory. Do tego dochodzą papiery z biurka i drobne rzeczy osobiste. Co dopiero jak trzeba zmienić piętro?
- zagubienie osób trzecich objawiające się częstymi dialogami „Gdzie teraz siedzi Kowalski? Tam gdzie Malinowski siedział miesiąc temu.”
Sposób rozwiązania problemu. Scalanie zespołów co pewien czas. Niech na przykład raz na trzy miesiące o 15 w piątek następuje mały armagedon, polegający na masowej przeprowadzce dużej liczby ludzi. W ten sposób oszczędzamy czas, a i szok poprzeprowadzkowy trwa krócej. Wymaga to jednak dobrej organizacji miejsc dla zespołów tak by każdy wiedział gdzie ma się udać.
2. Komunikacja wewnątrz firmy
Istnieją trzy podstawowe sposoby komunikacji wewnątrz firmy.
- Telefon i numery wewnętrzne przypisane do konkretnych osób (to działa zawsze o ile nie ma problemów z niedoborem gniazdek telefonicznych).
- komunikator internetowy.
Zajmę się tym ostatnim, bo pomysłodawca tego co opiszę zaskoczył wszystkich. komunikator dział dobrze pod warunkiem, że lista kontaktów może być edytowana przez użytkownika. Powoduje to iż na liście pojawiają się osoby naprawdę potrzebne, do tego opisane xwkami. Użytkownik może wtedy bardzo szybko wyszukiwać potrzebne osoby i utrzymuje niezbędne minimum kontaktów. Gorzej sprawa wygląda gdy odgórnie na liście znajdują się wszystkie osoby pracujące w firmie. Wyszukiwanie jest wtedy utrudnione lecz o ile można edytować grupy kontaktów to wystarczy przeprowadzić selekcję i wracamy do pierwszego wariantu. Poważnym utrudnieniem życia jest sytuacja w której miłe oku xwki zastępuje lista stu kilkunastu nic niemówiących nazwisk, sztywny podział na grupy kontaktów i brak możliwości dokonania zmian. Można się wkurwić. Tragedią jest nieprzemyślany podział na grupy i utworzeni jednej około 90 osobowej grupy „Programiści”, która zrzesz 17 z 19 Tomków pracujących w firmie 🙂
3. Wiki
Tu teoretycznie nie można nic spierniczyć. Systemy wikipedyczne zapobiegają powstawaniu „wiedzy plemiennej”, porządkują i gromadzą dokumentację oraz są źródłem informacji o firmie i ludziach w niej pracujących. A jednak da się spartolić i ten pomysł. Cytat z firmowego wiki(autor to autor):
Opis wdrożenia aplikacji:
- skopiować zawartość cvsa na serwer
- wskazać bazę i ruszyć create.sql
- podpiąć do serwera
Jak widać nie każda dokumentacja jest dobra 🙂 Co było przyczyną powstania takiego potworka? Otóż zostałem oderwany do innej roboty więc machnąłem konspekt i potem zapomniałem dopisać szczegóły. Wystarczyło by dodać konieczność akceptacji artykułu przed publikacją. Tak by sobie wisiał radośnie na liście niedokończonych, a nie trafił na stronę.
4. Rygor czasu pracy
W sumie Socjalistyczna Dyscyplina Pracy polegająca na narzuceniu ścisłego czasu pracy. Dotychczas wyglądało to w ten sposób, że pracowaliśmy od 8.30 do 17.00 z 45 minutową przerwą na obiad. Jako, że firma jest na zadupiu i do najbliższej jadłodajni jest 5 minut marszem to rozwiązanie to było całkiem dobre. Dodatkowym atutem była możliwość samoorganizacji czasu pracy. Jeden z programistów przybywał do firmy o 11, ale jak sam mówił dobrze mu się myśli po 12. Oczywiście zazwyczaj siedział do 18.30-19.00. Jednocześnie bywały dni, gdy wychodził o 17 radośnie obwieszczając zakończenie zadań na dzień przed terminem (czym wprawiał w szok mniej doświadczonych pracowników). Wszyscy czuli się doskonale i pracowali wydajnie. Niestety budowa „profesjonalnego wizerunku firmy” wymusiła wprowadzenie ścisłego czasu pracy 9 – 17. Bez 45 minutowej przerwy, ale można ją mieć. Dodatkowo po ustaleniu z kierownikiem można swobodnie manipulować swoim czasem pracy. W praktyce nic się nie zmieniło, poza tym że ludzie chodzą coś markotni. Jednocześnie najbardziej denerwujący jest fakt, że PMowie, którzy to wymyślili olewają. Rozwiązanie? Nie dotykać czasu pracy. Ludzie uczciwi wywiążą się z obowiązków i „wyrobią” godziny, a oszuści szybko sami odejdą.
Ostatnią niepodlegającą klasyfikacji rzeczą jest sposób obchodzenia się z redukowanymi pracownikami. kilka osób ostatnio odeszło na własną prośbę, kilka zredukowano wg. algorytmu wykształcenia, ale szefostwo nie omieszkało wszystkich obsmarować jako zakały firmy.