"Profesjonaliści" od googla
Wbrew pozorom nie będzie to post o ludziach pracujących w firmie Google. Ne będzie to tez post o użytkownikach największej z wyszukiwarek. Post ten dedykuję „profesjonalistom”…
Problem amatora
… którzy potrafią na zadane na forum/liście dyskusyjnej/grupie mailowej pytanie odpowiedzieć „zapytaj googla”. Świadczy to niewątpliwie o profesjonalizmie takiej osoby. Od dłuższego już czasy uczestniczę w życiu kilku serwisów poświęconych różnym zagadnieniom z zakresu IT. Są to serwisy polskojęzyczne i angielskojęzyczne. Jednak tylko w śród rodaków spotkałem się z przykrą praktyką „odsyłania do googla”. Nie wiem czy bierze się to z zarozumialstwa czy też z konieczności ukrycia niewiedzy rodzimych „profesjonalistów”, ale niewątpliwie jest to objaw chamstwa.
Postawmy się w roli osoby która zaczyna swoją przygodę z programowaniem. Zupełnego żółtodzioba. Osobę taką łatwo poznać po tym, że stojąc przed półką w Empiku nie może się zdecydować czy wybrać książkę do postgresa czy do wyrażeń regularnych. Na forum osoba taka ma problemy ze wstawianiem kodu i jasnym powiedzeniem czego potrzebuje. Często mylą się jej pojęcia. Ok. Widzimy takiego osobnika. Załóżmy jeszcze, że nie mamy do czynienia z „dzieckiem neostrady” (trollem). Teraz cofnijmy się kilka/kilkanaście lat i nadajmy tej osobie kształt nasz. Inaczej mówiąc należy sobie przypomnieć jak to było na początku, gdy sami zaczynaliśmy. Zrobione? To idziemy dalej.
Pomoc żółtodziobowi
Jako przykłady do dalszej pracy posłużą mi
Pan A – przypadek ze wczoraj. Człowiek zadał pytanie jak prosto interncjonalizować aplikacje w Javie.
Pan B – przypadek z dzisiaj, dzięki niemu piszę ten post, i pytanie o to jak w praktyce czyści się matrycę w cyfrówce.
Pana A obsłużyłem ja, pan B miał pecha bo trafił na „profesjonalistów”. Do rzeczy. A zadał pytanie jak od strony praktycznej realizować zagadnienie internacjonalizacji w aplikacji swingowej. Cóż widać, że nie googla, ale olałem to i wklepałem „java i18n”. Pierwszy był tutorial Suna. Wkleiłem link i czekam na odzew.
Pan B chce kupić Canona 350D i chce wyczyścić matrycę. Dodatkowo chce wiedzieć jaki wpływ na zdjęcia ma kurz na matrycy i jak często należy ją czyścić. Typowe pytania amatora, który zapewne pytał googla (wie o czym mówi, bo wspomina o automacie z 400D), ale ma wątpliwości. Pierwszy profesjonalista odesłał go do narzędzi wycinania w PSD, drugi do googla. Tu wtrącił się jeszcze jeden komentator i wspomniał coś o strachu przed samodzielnym czyszczeniem matrycy.
Widzicie różnicę pomiędzy tymi przypadkami? Wiecie skąd się bierze? Jako profesjonalista wychodzę z założenia, że klient niezależnie czy biznesowy czy społecznościowy powinien być obsłużony zgodnie ze sztuką. Dodatkowo wiem, że takie podeście do ludzi pozwala na ćwiczenie umiejętności obsługi klienta biznesowego. Społeczność ma ta wielką zaletę, że pozwala na spotkanie większości najdziwniejszych błędów i wypaczeń. Jest to ogromna zaleta ponieważ pozwala na naukę nowych rzeczy i poszerzenie własnej bazy wiedzy (tutka i18n nie znałem, trafił do zakładek z dydaktyką). Pytanie, dlaczego skoro mamy googla i ogromne bazy wiedzy w postaci historycznych dyskusji na grupach nadal pojawiają się osoby, które jak panowie A i B zadają podstawowe pytania.
Źródło problemów – „profesjonaliści”
Sądzę, że najlepszą odpowiedzią na to pytanie będzie cytat z pana B:
Znalazłem informacje na temat jak czyścić, dużo zapytań od amatorów i mało konkretnych odpowiedzi od użytkowników lustrzanek cyfrowych. Potrzebuję informacji od użytkowników i rad na początek 🙂 to będzie pierwsza lustrzanka cyfrowa.
Rozumiecie? Dla nie kumatych i posiadających nową maturę tłumaczę. Internet jako baza wiedzy jest bardzo rozległy. Google jako wyszukiwarka opiera się na założeniu, że wystarczy podać użytkownikowi odpowiedzi, które są tylko wstępnie przefiltrowane. To filtrowanie polega na odpowiedniej ocenie w oparciu o wyszukiwane frazy. Na tej zasadzie opiera się też pozycjonowanie. Wyszukiwarka nie analizuje merytorycznej wartości materiału, a tylko jego dopasowanie do wzorca. W wyniku takiego działania całej zabawki poszukiwanie informacji może przyprawić o ból głowy. Użytkownik sam musi dokonać oceny merytorycznej wartości materiału. Oceny takiej może podjąć się tylko profesjonalista. Amator po przeczytaniu kilku, kilkunastu artykułów może, albo znaleźć rozwiązanie problemu, albo, to częściej, trafia w chaos wypełniony sprzecznymi opiniami i odesłaniami do… googla. Dlatego też amator zada pytanie licząc na dokładną i wyczerpująca odpowiedź lub przynajmniej odesłanie do kompetentnego źródła. Nie ma w tym nic złego, a jeżeli jesteśmy profesjonalistami to przecież takie działania nie są dla nas trudne.
Będzie bez podsumowania. Zapytajcie Googla jakie powinno być