Ostatni dzień szkolenia był wysoce odkrywczy. Wynika to z tego, że jestem programistą, a nie adminem i z wieloma zagadnieniami spotykam się tylko na prezentacjach, nie w praktyce dnia codziennego.
Zaczęliśmy stosunkowo miło od postawienia softwarowego RAIDa 1. Bardzo fajna rzecz, którą opiszę po świętach chyba, bo RAID 1 to swoisty „must have” w każdym domu w, którym jest więcej niż zero komputerów. Skoro było o RAIDach to naturalnie po nich omówiliśmy mechanizm LVM. Tu jedna zasada LVM na RAIDzie (1 lub 5), a nie RAID na LVM. LVM nie zapewnia bezpieczeństwa, a tylko skalowalność, której brakuje RAIDom.
Mamy już nasz wolumen logiczny, który stoi na eleganckim RAID1 (bo na lepszy zasilacz nas nie stać) to do czego można to wykorzystać? Cóż… rozsądnym rozwiązaniem jest wirtualizacja naszej maszynki. Na kursie omawialiśmy tylko podstawy wirtualizacji za pomocą XEN i libvirt. Tradycyjnie postawić maszynę, zepsuć, naprawić, zaorać. Do tego kolejne zajebiaszcze rozwiązania jakim są anaconda, kickstarty i możliwość instalowania systemu przez sieć/bootowania całości bez dysku (PXE – trzeba aktywować na maszynach w BIOSie). Na zakończenie popsuliśmy MBR i GRUBa i uratowaliśmy świat za pomocą rescue. To tyle.

Jutro czeka mnie egzamin RHCT, zatem proszę o wsparcie mentalne.