Odurzeni Starbucksem…
Na 15 poza Warsjawą zapowiada się bardzo ciekawe zjawisko, czyli protest „Oburzonych” jak nazywają sami siebie. W sumie wróć… protest odurzonych, którym w dupach się poprzewracało z nadmiaru wolności.
Na początek proponuje przeczytać rozmowę z przedstawicielami „Oburzonych”.
Udało wam się? Ok czas zatem na małą wycieczkę walcem. Na początek pierwszy z „oburzonych”, którzy jest oburzony ponieważ musi pracować. Niestety państwo w swej dobroci nie daje mu pieniążków na szkołę i mieszkanie w jego rodzinnej miejscowości. Zatem wybrał on prywatne liceum w Warszawie. Wiadomo Stolyca i Eytarne Elyty. Uczy się dobrze, a zatem dostaje stypendium. Za szkołę nie płaci, ale musi jeszcze zapłacić za mieszkanie. Rodzice z niewiadomych względów nie chcą mu pomóc. Państwo też nie. No któż to widział, by człowiek musiał pracować na dach nad głową. No normalnie JESTEM OBURZONY!
Czas na studentkę socjologii na Collegium Civitas. Oburzona ponieważ i z powodu, że nie ma etatu dla studentki socjologii. Do dyspozycji są staże, praktyki, umowy „śmieciowe”. Hm… pracować zacząłem w styczniu 2006 roku. Pierwszą stałą umowę dostałem w sierpniu 2010. Ponad 4,5 roku na różnego typu umowach czasowych i zleceniach. W dodatku w sektorze „pracownika”, a nie „pracodawcy”. Oburzona ponieważ musi przejść normalną ścieżkę zanim dostanie etat. W dodatku studiuje na kierunku, o którym wiadomo, że produkuje bezrobotnych.
Kolejną bohaterką jest studentka romanistyki (co do zasady filologia francuska). Straciła pracę (staż się skończył), a nowej nie ma. Rzeczywiście problem i mówię to jako osoba, która przerobiła „chodzenie za pracą”. W tym czasie jednak starałem się rozwijać. Nie studiowałem i miałem na utrzymaniu rodzinę, zatem był to trochę większy problem niż brak pracy na studiach. Żałosna jest nieporadność tej dziewczyny. Jeżeli nie mamy pracy i nie chcemy wiecznie robić na stażach bierzemy zaczynamy szukać zleceń. Język zna. Tłumaczenia nieprzysięgłe robić może. Nie ma chętnych? Na ZPN są dwie oferty tłumaczenia polski-francuski. Oburzona ponieważ nie podstawili pod nos pracy i trzeba się trochę nachodzić by ją znaleźć.
Kolejna oburzona uczy się w liceum. Jest oburzona ponieważ jak skończy edukacje to będzie musiała wziąć odpowiedzialność za siebie. Pozostawię bez komentarza.
Ostatnia to studentka filozofii i italianistyki. Hm… nie do końca rozumiem o co jej tak naprawdę chodzi. Z jednej strony zapewne chciała by wolności, a z drugiej wszystko podstawić pod nos. Dać mieszkanie (za darmo najlepiej), dać edukację (zapewne studiuje po koszcie kserówek), dać wszystko. Oczywiście broń boże nie kontrolować. Oburzona, że… w sumie chyba dlatego, że trzeba trochę popracować.
Na koniec mamy Agnieszkę Wierzbicką z „Krytyki Politycznej”, która chwali młodych ludzi, że już teraz „się oburzają”.
Różnica pomiędzy warszawskimi, a madryckimi oburzonymi jest ogromna. W Madrycie protestują ludzie około 30stki, którzy zostali mówiąc w prost „wyruchani” przez system. W Warszawie protestują osoby, które w praktyce jeszcze nic w życiu nie osiągnęły, a już stają na pozycji roszczeniowej. Warszawscy oburzeni to osoby, które chciałyby przedłużyć sobie dzieciństwo, z tą różnicą, że dostaną jeszcze fajniejsze zabawki takie jak srajmaki, kawusię ze Starbucks’a (hipokryzja pełną gębą, bo podobno walczymy z da big’ C’rpo) i będą mogli caly dzień leżeć do góry świństwem i się opierdalać. Madryccy oburzeni to osoby, które po przejściu przez okres staży i umów czasowych osiągnęły stabilizację założyły rodziny i chciały normalnie żyć, ale system spowodował, że zostały pozbawione perspektyw.
15 będę na Warsjawie. Może w przerwie skoczę na Plac Zbawiciela do sławetnej kawiarni „W biegu Cafe” lub do nowego miejsca czyli „Charlotte” by pooglądać tych dziwnych ludzi – współczesnych proletariuszy.