Ebook – wada ukryta
Idziesz do księgarni (nie do Empiku) i kupujesz książkę. Co z nią dalej zrobisz zależy od ciebie. Jeżeli chcesz ją komuś pożyczyć. Pożyczasz. Jeżeli chcesz ją podarować. To obdarowujesz kogoś. Jeżeli stwierdzisz, że już ci nie jest potrzebna. Sprzedajesz albo oddajesz do biblioteki. Względnie wpisujesz się w ideę „Bookcrossingu” i pozwalasz książce wędrować po świecie. Koniec końców jak zejdziesz to książki trafią do twoich spadkobierców.
A ebook?
Z ebookiem nie zrobisz żadnej z tych rzeczy. Nie wypożyczysz, bo jest to niewykonalne z plikiem. Nie podarujesz, bo tak samo jak z wypożyczeniem będą problemy natury nazwijmy to materiałowej…
Jest jednak jeszcze gorsza opcja…
Ebooka nie kupujesz. Kupujesz licencję. Oznacza to, że:
- Książki nie sprzedasz.
- Książki nie przekażesz komuś innemu, bo licencjonowana jest na ciebie.
- Książki nie otrzymają twoi spadkobiercy.
- Koniec końców książki też nie uwolnisz („bookcrossing”).
Za negativem:
Z twittera: Saturday, instead of taking your child to a bookstore, show them your Kindle library and say „When I die, you’re not licensed to use this.” W sumie smutne i ciekawe, czy za 20 lat trzeba będzie mieć licencje na skarpetki.
Jest to przykre i przerażające jednocześnie.