Legalizator straty w piramidzie finansowej
To jest taki mój pomysł, który przyszedł mi do głowy gdy czytałem o upadku OLT i problemach AG.
Tytułem wstępu
Piramida finansowaW jak jest każdy widzi. Nie jest to jakaś nowość na świecie, a podejrzewam, że Ponzi nie był pierwszym, który wpadł na pomysł finansowania wypłat poprzez wpłaty wciąganych do schematu osób. Wszystkie tego typu instytucje mają jeden wspólny problem. By piramida „się udała” należy w jakiś bezpieczny sposób wyprowadzić z niej pieniądze.
Zwykłe bezczelne oszustwo to podstawa tego typu działań. Można kręcić na VAT, można na fakturach czy kosztach. Jednakże w każdym przypadku w momencie gdy zwijamy interes stosunkowo łatwo jest udowodnić nam, że popełniliśmy przestępstwo. Trochę bardziej subtelne metody polegają na budowaniu całej sieci spółek zależnych i migrowaniu pomiędzy nimi kapitału tak by w końcowym rozrachunku główna firma została z długami. Rzecz raczej śliska lecz o tyle dobra, że zanim prokuratura i US dojdą co i jak mamy szansę na np. zdobycie obywatelstwa państwa Izrael. Jeżeli jednak nam się noga powinie to jesteśmy udupieni. Udowodnienie oszustwa i odpowiadamy całym majątkiem. Dlatego też potrzebna jest zmiana sposobu myślenia…
Legalizator start
Klasyczne piramidy waliły się w momencie kiedy okazywało się, że nie można wypłacić środków. W tym momencie organizator rozkładał ręce (na ile mu kajdanki pozwalały) i tyle. Co więcej tracił on swój majątek ponieważ udowodnienie mu działania w złej wierze nie jest zazwyczaj trudne. Co jednak w przypadku gdy zamiast powiedzieć „nie mam kasy i mi możecie skoczyć” powiemy „klient wiedział jakie jest ryzyko, a nam się niestety noga powinęła”. Bywa… szczególnie jeżeli opis ryzyka zawarty w dokumentach podpisywanych wraz z umową nijak ma się do tego z reklam. Grunt to używać odpowiednich słów kluczowych np. gwarantowany zysk nawet do iluś tam procent. Piękne…
Do rzeczy… zadaniem piramidy nie jest wbrew pozorom „zbankrutowanie”, ale przyniesienie zysków jej organizatorowi. Najbezpieczniejszą metodą zarabiania w takim przypadku jest… pensja. Zwykła bezczelna pensja od której płaci się ZUS, NFZ, PIT. Oczywiście musi być ona dość wysoka, a wysokość gwarantują odpowiednie stanowiska np. stanowisko prezesa.
Schemat jest prosty. Środkami z piramidy finansujemy firmy działające w oparciu o niezbyt rentowny, ale mający szansę (ważne, bo inaczej działamy w złej wierze) model biznesowy np. tani transport, telekomunikację, jakieś dziwne usługi dla ludu. Firma poza kiepskim modelem musi też ponosić duże koszty związane z bieżącą działalnością tak by niewielkie problemy z płynnością oznaczały bankructwo. W firmach jesteśmy prezesami i pobieramy odpowiednie pobory. W razie kłopotów ogłaszamy upadłość z możliwością ułożenia się z wierzycielami. Ważne, my idziemy do sądu, a nie wierzyciele ponieważ ciężko wtedy zarzucić działanie w złej wierze – sorry nie wypaliło i zwijamy interes dopóki jeszcze coś jest, przepraszamy oddajemy tyle ile możemy i dziękujemy za wyrozumiałość. Pieniądze zarobione w ramach prezesowania są czyste, i nasze.
Po kilku takich „obrotach” możemy spokojnie „zbankrutować” naszą piramidę tłumacząc się, że nasze inwestycje nie za bardzo wyszły, ale klienci znali ryzyko. Wszystko co w tym czasie zarobiliśmy jako prezesi w różnych „legalizatorach” jest w praktyce nie do ruszenia. Z jednej strony przez cały czas kolejne upadłości nie były zbyt bolesne dla wierzycieli, którzy co najwyżej mogli nam zarzucić, że nie potrafimy prowadzić biznesu, ale przynajmniej zachowujemy się odpowiedzialnie jak już się wali. Z drugiej strony dostawca gotówki, czyli piramida może nie tyle co zbankrutować co powiedzieć, że inwestycje przyniosły duże straty, ale nic nielegalnego nie stwierdzono. Po prostu jesteśmy słabymi inwestorami, ryzyko było spore no i nie wyszło. Wypłacamy to co zostało ze zgromadzonych środków.
Koniec końców jak w starym żydowskim dowcipie… w razie bankructwa wspólnicy dzielą się czystym zyskiem po równo…