Okładka Pakt Ribbentrop-Beck
  • Tytuł: Pakt Ribbentrop-Beck
  • Autor: Piotr Zychowicz
  • Rok: 2012
  • ISBN: 978-83-751-09-21-4

Książki opisujące historię alternatywną można podzielić na dwie grupy. Pierwsza te typowe książki przygodowe/s-f/fantasy typu cykl o Mordimerze Madderdingu czy cykl drugowojenny autorstwa Marcina Ciszewskiego. Drugą grupę stanowią książki zawierające analizę „co by było gdyby” podaną w przystępny popularno-naukowy sposób. Książka Piotra Zychowicza zdecydowanie należy do tej drugiej grupy.
Autor podszedł do bardzo trudnego tematu jakim jest rozliczenie polityki ministra Becka. Założył przy tym, że nie będzie owijał w bawełnę oraz postara się zachować obiektywizm. O ile to pierwsze się udało, bo tematyka jest przedstawiona w sposób rzetelny, przeanalizowana w oparciu o dobre źródła oraz zachowuje jako taką spójność to już z obiektywizmem w niektórych kwestiach autor mocno się rozminął.
Zanim jednak o wadach to o zaletach kilka słów. Książka jest fenomenalnie napisana pod kątem warsztatowym. Sposób w jaki serwowana jest treść jest bardzo przyjemny, a odpowiednie „wstawki” dotyczące mało znanych faktów z naszej historii są przemyślane. Jak już wspomniałem książka ma dobry „podkład” w postaci źródeł zarówno polskich jak i zachodnich. Nie brak też w niej specyficznego humoru.
Teraz o wadach. Autor popełnił dwa, moim zdaniem poważne, błędy. Pierwszym było założenie, że Armia Czerwona zawsze składała się z hołoty. Drugim, że Stalin był idiotą.

Opis armii czerwonej jako zdemoralizowanej bandy z karabinami na sznurkach jest bardzo niemądry. Ciężko jest wytłumaczyć w takim kontekście skąd nagle w przeciągu półtora roku w Armii Czerwonej pojawia się prawie 20tys. czołgów z czego prawie tysiąc to T-34. Jeszcze trudniej jest wytłumaczyć po co ZSRR potrzebowało tysięcy czołgów BT. Skoro we wrześniu 1939 atakuje nas hołota z tekturowymi karabinami to dlaczego pierwsze dni inwazji III Rzeszy na ZSRR omawia się zazwyczaj w kontekście gigantycznych strat w SPRZĘCIE…
Wytłumaczenie tego jet jednak łatwe jeżeli nie zakładamy tak jak autor, że Stalin był idiotą pojącym się własnego cienia…

W 1939 roku Armia Czerwona nie była jeszcze gotowa do przeprowadzenia inwazji na Europę. Stalin mądrze zakładał, że należy pozwolić na wykrwawienie się III Rzeszy oraz Francji przed przystąpieniem do działań wojennych. Nagła zmiana sytuacji politycznej w kwietniu 1939 roku spowodowała, że Stalin miał dwa wyjścia – zaatakować od razu całą potęgą Armii Czerwonej albo rżnąć głupa i głównego piewcę pokoju światowego. Co też zrobił atakując Polskę siłami znacznie słabszymi zarówno ilościowo jak i jakościowo niż mógł to zrobić. Czemu? Ponieważ potrzebował czasu na przygotowanie ofensywy, która miała się rozpocząć wiosną/latem 1941.

Sądzę, że autor z jakiś tylko sobie znanych powodów pominął źródła w postaci publikacji Wiktora Suworowa, zarówno z cyklu Lodołamacz jak i Akwarium uznając je zapewne za „mało prawdopodobne” (co jest śmieszne ponieważ kto jak kto, ale Suworow ma odpowiednią praktykę by oceniać stan armii – klika lat w sztabie robi swoje) oraz publikacje dotyczące m.n. systemu umocnień w ZSRR przed IIWŚ. W dużym skrócie – jeżeli Polska na spółkę z III Rzeszą zaatakowały by ZSRR w czerwcu 1941 roku to najprawdopodobniej odbiły by się od umocnień Linii StalinaW po czym zatrzymały by się gdzieś w okolicach Linii Maginota W. Tu też warto wspomnieć, że gigantyczna ilość czołgów lekkich BT była przeznaczona do działań w warunkach dobrej infrastruktury drogowej… takiej jak w Polsce, Niemczech czy Francji… Zamiast analizy tych źródeł autor założył, że ZSRR „ssie”.

Podsumowując, książka „Pakt Ribbentrop-Beck” jest dobra. Warto ją przeczytać, ponieważ zawiera dużo informacji, których nie znajdziemy w podręcznikach szkolnych. Należy jednak pamiętać, że została napisana pod tezę, a autor określił pewne aksjomaty, co powoduje, że jego analiza nie jest do końca poprawna.