Książka zamiast kawy - Patopaństwo

- Tytuł: Patopaństwo
- Autor: Jan Śpiewak
- Rok: 2025
- ISBN: 978-83-838-7613-9
Czasami wstajesz rano, pijesz jedną kawę, drugą – i nic. Nadal zamuła i ogólnie niski poziom wszystkiego. Normalnie w takiej sytuacji należałoby walnąć energola, który pozbawiony jest dodatków uspokajających (kawa ma takowe) poczekać 10 minut i gotowe. Co prawda chęć do życia nadal niska, ale przynajmniej masz energię, by ją wyrazić.
Jednak istnieje alternatywą i jest nią lektura „Patopaństwa” Janka Śpiewaka. I podnosi ciśnienie lepiej niż kawa zalana redbullem i posłodzona amfą.
W tej książce wkurwia wszystko. Jednak po kolei.
O czym mówimy?
Mówimy o historii najnowszej naszej Najukochańszej Rzeczpospolitej i o patologiach jakie w pocie czoła wypracowaliśmy. A czego tu nie ma. Począwszy od naszej radosnej codzienności z wariatami za kierownicą i wkurwiajacymi szefami, poprzez trochę większe patologie w szkole, na uczelni, w urzędzie, czy u lekarza, a na grubych kończąc. Mamy zatem opowieść o tym, co na co dzień widzimy i o tym, z czym niektórzy z nas już się musieli zmierzyć (kredyty frankowe), albo zmierzyć będą się musieli (wychowanie dzieci), albo nie powinni się mierzyć (wypadki drogowe, uzależnienia). I każda opisana w książce historia powoduje wkurw, bo jednak widzisz, że to dzieje się dookoła ciebie.
Struktura
Na początek mamy małą dawkę historii. Źródła naszego państwa z gówna i patyków sięgają drugiej połowy lat 70-tych i rodzącego się wtedy ruchu robotniczo-inteligenckiego. Z niego wyrosły nasze współczesne elity, które w wyniku przemian ustrojowych zafundowały nam… no cóż… całkiem fajne miejsce do życia. Fajne – o ile miałeś trochę farta i prawidłowo wybrałeś rodziców, bo poza tym to już nie do końca.
Sam autor opisuje swoje korzenie w sposób, który dobrze obrazuje, z jakiego rodzaju elitami mamy do czynienia. Mam nieodparte wrażenie, że w którymś momencie życia dostał o po głowie i go trochę otrzeźwiło. Dzięki temu krytycznie podchodzi do otaczającej nas rzeczywistości, ale też bardzo odważnie opisuje „swoje” plemię.
Nie do końca rozumiem co kierowało nim przy takiej, a nie innej organizacji treści, bo o ile pierwsze trzy-cztery rozdziały mają sens (elity, inteligencja, transformacja, polityka). Pokazują, jakie są historyczne i społeczne przyczyny obecnego stanu rzeczy, to późniejsze „bloki tematyczne” są trochę pomieszane. I choć czytając, miałem wrażenie, że każdy rozdział kończy się swoistym wprowadzeniem do kolejnego, to jednak coś mi tu zgrzyta. W niektórych miejscach brakuje też tego jednego sensownego przypisu. O ile źródeł autor podał dużo, to jednak czasami brakuje tego odnośnika, do wspominanych badań, książki, artykułu.
Ta książka wkurwia
I to nie tylko treścią, ale też formą. I teraz się będę czepiał. Wspomniana przed chwilą pewna losowość poruszanych spraw nie jest aż tak męcząca, jak samo przedstawienie treści.
Książka ma strukturę, którą można opisać w skrócie jako „zrzut z bloga”. Stosunkowo krótkie podrozdziały, czasami suche przedstawienie faktów. W dodatku im dalej, tym gorzej. W pewnym momencie czułem się, jakbym czytał blogaska, a nie książkę. Cóż… taka współczesna moda albo ja jestem przewrażliwiony po lekturze amerykańskich reportaży Czarnego i Herezji Horusa.
Z punktu widzenia e-czytelnika męczący jest też pomysł z zamieszczeniem korespondencji i komentarzy z sieci w postaci nieobrobionych screenshotów. Sam pomysł super, ale forma nie na moje zmęczone oczy. Parafrazując klasyka „większa czcionka!”, bo inaczej nie idzie tego czytać. No i już zupełnie technicznie – od tego książka „spuchła” do nieprzyzwoitej wielkości prawie 10MB.
Dla kogo?
Powiem tak. Przyjmowanie krytyki to sztuka. Współczesne czasy uczyniły z niej bardzo trudną sztukę, bo pierwsze co robimy, słysząc krytyczne uwagi pod naszym adresem, to „ustawienie” krytykującego na drabinie hierarchii społecznej (często w określonej w dodatkowym kontekście). Dlatego wiele osób, które „odniosły sukces” może czuć się źle, czytając tę książkę. Po prostu ciężko przeskoczyć z myśleniem w niektórych kwestiach.
Mnie osobiście wkurwia moja bezsilność. Możesz robić, starać się, albo rozumieć, że coś nie działa tak, jak powinno, a pomimo to nie mieć możliwości naprawienia.
Jednak jestem optymistą, może za mojego życia uda się naprawić większość z opisywanych patologii. W końcu patologię drogową zaczęliśmy ogarniać i mamy efekty. Może uda się i na innych polach…