Tragedie to wina ludzi
nie sprzętu. To taki mój mały wniosek. Zresztą gdyby przejrzeć statystyki to zazwyczaj winnym wypadku okazuje się człowiek. Ostatnia kraksa w Raichu, czy wcześniejsze karczowanie lasu pod Smoleńskiem. Tu nie ma miejsca na zamach czy jakieś działania „wrogich sił” (taki piękny idiom z czasów I PRL; dlaczego I PRL o tym może kiedy indziej). Nawet jeżeli ruscy „zrobili mgłę” (a musieli by je j zrobić od chuja i ciuciut, bo pogoda była marna i w Smoleńsku i w Katyniu) to i tak decyzję o lądowaniu podjął pilot. Nawet jeżeli autokar co się był owinął wokół słupa miałby niesprawne wszytko to i tak na autostradę za szybko wjechała jakaś głupia pinda.
Pamiętacie „aferę” z zacinającym się pedałem gazu w Priusie? Przecież w sumie „wypadkowość” nie była duża. Ofiar też niewiele w porównaniu ze zwykłymi wypadkami. Dlaczego zatem wszyscy dostali takiej sraczki? Proste. Maszyna robi to co trzeba. Komputer jest durny i zrobi co mu każę. Samochód jest durniejszy, bo mechaniczny i jego fizyka działania jest bardziej „namacalna”. Ma to pewne konsekwencje. Źle zaprojektowany mechanizm będzie zawsze źle działał. Dlatego też Priusy spowodowały tyle problemów.
Z człowiekiem jest inaczej. Człowiek nie działa logicznie, a decyzje są wypadkową jego postrzegania świata, uczuć i myślenia. To ostatnie ma zazwyczaj najmniejszy wkład. Zatem jeżeli coś się spieprzy to nie mówcie, że coś jest głupie, było niesprawne czy zabógowane (od „bóg tak chciał”). Najprawdopodobniej problem leży w biointerfejsie.